Dla wielu polkowiczan są zieloną enklawą, bez której nie wyobrażają sobie życia. To Rodzinne Ogrody Działkowe skupione w Polskim Związku Działkowców, który w tym roku obchodzi 40-lecie istnienia. W naszym mieście są cztery ROD: „Relaks”, Marysieńka”, „Barbarka” i „Miedzianka”. W sumie, to około półtora tysiąca działek. O nich z Andrzejem Brzustowiczem, prezesem ROD „Marysieńka”, przewodniczącym Kolegium Prezesów ROD w Polkowicach i przedstawicielem Okręgowej Rady PZD rozmawia Urszula Romaniuk.
W tym roku obchodzimy 40-lecie Polskiego Związku Działkowców, ale wiadomo – działki istniały dużo wcześniej.
Najpierw były to ogrody działkowe istniejące przy zakładach pracy. W maju 1981 roku sejm przyjął ustawę o pracowniczych ogrodach działkowych, skupionych pod szyldem Polskiego Związku Działkowców, pierwszej, niezależnej organizacji zrzeszającej tę grupę mieszkańców. Potem pracownicze ogrody przekształciły się w rodzinne ogrody działkowe. Pierwszym ogrodem w naszym mieście był „Relaks”, założony w 1972 roku, więc za rok będzie obchodzić 50-lecie istnienia. Potem powstały kolejno: „Marysieńka”, „Barbarka” i „Miedzianka”.
Z opowiadań wiem, że łatwo nie było.
Na początku było bardzo ciężko: sam ugór, pola i kamienie. Ludzie wszystko robili własnymi rękami, a nie było ani wody, ani prądu. Byli jednak zdeterminowani, bo bardzo chcieli mieć taki swój kawałek ziemi w mieście. To były trudne czasy. W sklepach wszystkiego brakowało, więc na działkach ludzie trzymali świnie, kury, kaczki, króliki, a nawet nutrie. Uprawiali ziemniaki, marchewkę, pietruszkę i inne warzywa. Mieli swoje jabłka i wiśnie.
Teraz, przynajmniej w części, to obrazki z lamusa, bo czasy są inne.
Z biegiem lat, gdy sytuacja zaczęła się zmieniać, a działki przejmowali młodsi, zmieniał się też wygląd ogrodów: trawka, grill, relaks. Wystarczy przejść alejkami, żeby zobaczyć, gdzie są starsi działkowcy. Tam widać uprawy i tylko kawałek trawy. W naszym ogrodzie takich pionierów można naliczyć ponad trzydziestu. Ale kto wie, może to jeszcze wróci, jeśli chodzi o warzywa i owoce, bo te są coraz droższe. Ja też mam własne owoce i uprawy, nie muszę kupować.
W Polkowicach zainteresowanie działkami jest duże. Ostatnio, swoje zrobiła też pandemia koronawirusa. Kto tylko mógł, uciekał na działkę. Czy jest szansa na to, aby takich terenów było w naszym mieście więcej?
Rzeczywiście zainteresowanie działkami jest duże, ale na razie nie ma takiego miejsca, gdzie można byłoby założyć nowy ogród albo choćby rozbudować jeden z istniejących. To problem wielu miast. Poza tym, dziś deweloperzy patrzą tylko, żeby zająć teren jakieś ogrodu i postawić tam domy, bo to jest ważniejsze, a nie myśli się o przyszłości kolejnego pokolenia działkowców. Zresztą, zakusy na działki były dużo wcześniej. Na szczęście jest zapis w ustawie, że jeśli w jakimś miejscu rodzinny ogród działkowy zostanie zlikwidowany, to ten kto jest za to odpowiedzialny musi zagwarantować nowe tereny i odbudować całą infrastrukturę albo wypłacić odszkodowanie.
Póki co polkowickie ogrody działkowe nie są zagrożone. Przeciwnie, rozwijają się, ale – jak to bywa – zawsze mogłoby być lepiej.
Największym problemem jest brak funduszy. Na większe inwestycje składają się wszyscy działkowcy. Dobrze układa się też współpraca z samorządami: gminnym i powiatowym. Gmina bardzo pomaga. Na przykład, w zeszłym roku ROD „Marysieńka” dostał dotację na wymianę skrzynek energetycznych. To było ważne ze względu na ogólne bezpieczeństwo. Inną sprawą, ale także związaną z pieniędzmi, jest świadomość działkowców w kwestii segregacji odpadów. Wiele osób nie patrzy, gdzie wrzuca śmieci, a potem mają pretensje do zarządu o to, że opłata za wywóz odpadów idzie do góry.
Mamy nadzieję, że przynajmniej pod tym względem sytuacja się poprawi, z korzyścią dla samych zainteresowanych. Zmieniając temat, czy w tym roku działkowcy urządzą dożynki?
Dziś mogę powiedzieć, że ze względów bezpieczeństwa, związanych z epidemią koronawirusa, w tym roku dożynek działkowych raczej nie będzie. Ale, jeżeli wszystko się uda, to na drugi rok planujemy zorganizować w naszym mieście krajowe dożynki. Wtedy niemal cała Polska zjechałaby do Polkowic.
Ogrody działkowe nierozerwalnie związane są z panoramą Polkowic. I ta zieleń, przetykana kolorami kwiatów i dachami altanek. Ale dopiero spacerując w labiryncie alejek można zobaczyć, jakie to wyjątkowe miejsca. Od pięciu lat działką cieszy się Agnieszka Baran.
– Dzieci były małe, miały się gdzie bawić, a ja, jak widać, zajęłam się trochę ogrodnictwem – opowiada pani Agnieszka. – Łatwo nie było, ale metodą prób i błędów, powolutku i dzięki podpowiedziom starszych kolegów, udało się coś zrobić. Są warzywa, owoce i kwiaty, które kocham. Wszystkiego po trochę. Mieszkam w bloku, więc to jest taka odskocznia od miasta. Działam też w zarządzie, jako wiceprezes. Jestem zadowolona, ciągle się uczę, ale lubię pracę z ludźmi – dodaje.
Bogatym doświadczeniem może pochwalić się Zbigniew Zagrodnik, który wraz z żoną Michaliną, od 45 lat pielęgnuje swój kawałek ziemi.
– Przejąłem ją po działkowcu, który nic tu nie robił – wspomina pan Zbigniew. – Ziemia była zachwaszczona i trzeba było przywozić nową, żeby coś tu było. Zaczęliśmy uprawiać warzywa. Czasy były ciężkie, miałem więc kurki i króliki. Teraz to jest raczej rekreacyjnie, ale dalej mam swoje warzywa, ekologiczne. Jesteśmy na emeryturze i bez działki praktycznie żyć nie możemy. W domu nie ma co robić, a przecież nie będziemy siedzieć na ławce przed blokiem. Tu czujemy się, jak w ogrodzie botanicznym. Żona zajmuje się kwiatami, to jej hobby, ma mnóstwo gatunków. Ja zrobię jakąś pergolę, przekopię działkę. Przychodzą synowie z wnuczkami i też pomagają – dodaje, a o przyszłości mówi: – Synowie wybudowali domy, mają swoje działki, więc na naszą raczej reflektować nie będą. Ale jest dużo chętnych, przychodzą, oglądają, chcą kupić. Trzeba będzie robić przymiarkę, żeby ją sprzedać, ale tylko w dobre ręce – zaznacza.